Niecodziennik: Wetlina, czyli raj pośród gór


Dziś w nocy wróciłem z Bieszczad. I prawdę powiem im częściej tam jestem, tym bardziej je kocham. Na samym starcie chcę też poinformować, że ten wpis nie zawiera ani merytorycznych treści ani dużych dawek humory czy hejtu. Jest pochwałą najlepszego miejsca w jakim można się znaleźć chcąc odsapnąć od codzienności.

Winny sam początek

10h w samochodzie. Jechałem z Białegostoku to tak wyszło. Na miejscu byłem koło 1 w nocy. To nie zostało nic innego jak iść spać. W wakacyjnym stylu pobudka koło 6, co by nie tracić za dużo dnia. Oczywiście pierwsze kroki po wyjściu z chatki skierowałem do Starego Sioła, restauracji wieloletniego przyjaciela rodziny – pana Aleksego Wójcika. Pan Aleksy jest nie tylko restauratorem ale i wielkim miłośnikiem wina. I właśnie ta pasja przyciąga mnie w to samo miejsce. Pod Starym Siołem znajduje się piwniczka wypełniona po brzegi butelkami w wieku najróżniejszym i o równie różnorodnym pochodzeniu. W każdym razie karczmę otwierano o 13, a myśmy byli w niej koło 10. Szczęśliwym trafem szef był na miejscu bo przygotowywał lokal do VII Festiwalu Win Jednoszczepowych. Cudownego eventu, podczas którego grupa winiarskich zapaleńców urządza sobie degustacje win i wybiera najlepsze z nich. Jako że i my do takich zapaleńców należymy postanowiliśmy w degustacji udział wziąć. Tak oto równo w południe została otwarta pierwsza butelka welschrieslinga opakowanego z papier z numerem startowym. Początek degustacji był dość sztywny, jednak jak mawiali starożytni Rzymianie wino rozwiązuje język i przy trzeciej propozycji zaczęło się robić coraz weselej. W konkursie startowało 8 win i po opróżnieniu wszystkich butelek ogłoszony został wynik. Wygrało przepyszne austriackie wino o silnym cytrusowo-tropikalnym bukiecie, które można kupić tu. Po zakończeniu części oficjalnej wszyscy byli w tak dobrych nastrojach, że impreza (w towarzystwie win pozakonkursowych) przeciągnęła się prawie do 20. Nieskromnie powiem, że serca koneserów zdobyło wino z miniwinnicy spod mojego domu ;).

Nie samym winem żyje człowiek

Acz towarzyszyło ono nam w ilościach nieprzyzwoicie dużych. Jednak prawdziwy czar Bieszczad to te piękne, zielone górskie szlaki, po których uwielbiam wędrować. Mają one taką przewagę nad Tatrami, że znacznie mniej ludzi je odwiedza, zwłaszcza na początku wakacji. Dzięki temu są one niesamowicie spokojne i pozwalają oderwać myśli od wszystkiego co otacza nas na co dzień. To te spokojne wzniesienia, mgły w dolinach i wszechobecny brak zasięgu sprawiają, że jak nigdzie można tu wypocząć. Przewędrowałem przez te kilka dni kilometry górskich szlaków. Niesiony wiatrem, bez wytchnienia spacerowałem po graniach. Zostawiwszy buty na brzegu szedłem w dół górskiego potoku o wodzie zimnej i czystej. Oddychałem świeżym powietrzem. I odpocząłem jak nigdzie indziej.

Bieszczadzki luz

Wetlina jest dla mnie takim cichym azylem, do którego z przyjemnością wracam. Miejscem magicznym i pięknym. W sumie to myślę, że każdy kto posiada chociaż odrobinę wrażliwości odnajdzie w Bieszczadach coś dla siebie. Nie koniecznie musi to być właśnie Wetlina. Ze szczerą serdecznością wysłałbym w Bieszczady każdego zmęczonego wielkomiejskim spleenem współczesnego człowieka. Tylko może nie na raz. Bo zrobi się tam tak samo, jak wszędzie indziej.

Dodaj komentarz